[Recenzje] Kamil Sipowicz 'Hipisi w PRL'

Do sięgnięcia po 'Hipisów w PRL" zachęciły mnie w zasadzie dwie rzeczy. 

Po pierwsze, od dłuższego czasu myślę o autostopie jako o zjawisku oraz o środowisku ludzi, którzy w ten sposób podróżują. Nie wiem, czy słyszałeś, że takie środowisko istnieje. Co więcej, jest dosyć liczne, a jego członkowie regularnie się spotykają. Na zjazdy autostopowe, których w roku jest kilka, potrafi przyjechać kilkaset osób. I mimo, że autostopem podróżuję co najmniej od kilku lat, mam świadomość, że tak nie będzie zawsze. W pewnym momencie, jak czuję niezbyt odległym, pewnie zajmę się innymi sprawami, niż podróże autostopem. Zanim jednak to uczynię, chciałbym jakoś podsumować i zamknąć ten podróżniczy etap życia. Wymyśliłem więc, że w tym celu napiszę książkę dokumentalną na temat autostopu. Analizując źródła, postawiłem sobie pytanie, czy autostopowicze to tacy współcześni hipisi? Odpowiedzi szukałem w przeczytanych w zeszłym roku 'Mistykach i narkomanach' Wojciecha Michalewskiego, oraz właśnie w 'Hipisach w PRL' Sipowicza.



Początkowo raczej spodziewałem się odpowiedzi negatywnej, że hipisi z autostopowiczami nie mają nic wspólnego. Ideały, które stawiali sobie hipisi i według których próbowali żyć - pacyfizm, rozwój duchowy, negacja konformizmu oraz konsumpcjonizmu, zwrócenie się ku przyrodzie i inne - w środowisku autostopowym zasadniczo nie występują. W zasadzie nie bardzo byłem w stanie dostrzec jakiejkolwiek ideowości, a środowisko autostopowe kojarzę najbardziej z imprezami w dziwnych miejscach, alkoholem, narkotykami oraz tzw. 'cebulą' (oszczędzaniu na wszystkim, co możliwe, w tym także w sposób mało etyczny lub estetyczny).

Przemyślawszy jednak całość, doszedłem do wniosku, że między hipisami a autostopowiczami jest jednak dosyć wyraźna paralela. Polega ona przede wszystkim na tym, że w jednej i drugiej grupie są podobni ludzie, tzn. zagubieni, szukający swej drogi, nie mieszczący się w ramach społeczeństwa, z problemami rodzinnymi czy psychicznymi. Jedna z koleżanek powiedziała mi, że ludzie z autostopu dzielą się na tych, którzy nie mają ojca oraz na tych, którzy z ojcem mają problemy.

Zauważyłem także, że to nie jest tak, że każdy hipis był uduchowionym wegetarianinem, który marzył o zamieszkaniu w komunie w Bieszczadach. Takie osoby stanowiły raczej wyjątek. Większość środowiska hipisów to jednak ludzie, którzy, mimo że w mniejszym lub większym stopniu zgadali się z wartościami ruchu, nie pasjonowali się nimi aż tak bardzo, by o nich dłużej dyskutować, czy też dokonywać dramatycznej zmiany swojego życia w ich duchu. Zdecydowanie bardziej wciągnął ich hedonizm - narkotyki, seks, próżniactwo.

Dość podobnie jest w środowisku autostopowiczów. Zdecydowana jego część uległa hedonizmowi. Wyjątki to osoby zajmujące się sztuką (najczęściej kuglarstwem, muzyką oraz sztukami plastycznymi), rzadziej duchowością (choć istnieje też grupa osób zainteresowanych medytacją, czy jogą). Zainteresowanie zmienianiem świata przez politykę (wielu hipisów dołączyło najpierw do KOR-u, a później Solidarności) w środowisku autostopowym praktycznie nie występuje. Istnieją też pewne wartości autostopowe, choć być może nie są tak wyraźne jak u hipisów. W cenie jest spryt i minimalizm (co pozwala na odbywanie długich podróży po niskich kosztach), ale także życzliwość i poczucie humoru.

Dlaczego to ważne? Dlaczego o tym wspominam? Czytając wywiady, które zapełniają większość kart 'Hipisów w PRL-u', zauważam, że to właśnie te osoby, które umiały znaleźć coś więcej, niż hedonizm, przetrwały, bądź pozostawiły coś po sobie. Ci, którzy nie potrafili tego odszukać, szybko musieli zgodzić się na konformizm, wziąć się za "normalne życie", wyzbywając dużej części wartości i ideałów. A i tak było to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż wiele osób zagubiło się naprawdę, ginąc z przedawkowania, bądź w wypadkach związanych z używkami, popełniając samobójstwa, trafiając do więzień lub szpitali psychiatrycznych.

Druga rzeczą, której szukałem w 'Hipisach w PRL-u', to pragnienie budowy nowego świata, rzeczywistości opartej na innych zasadach. Od dłuższego czasu tkwi we mnie przekonanie, że rozwiązanie ogromnej ilości problemów, z którymi współcześnie zmaga się ludzkość, wymaga odmiennego pomyślenia świata, oparcia go o inne idee i wartości, niż obecnie. Warunkiem tego jest zaś dokonanie indywidualnej zmiany w każdym człowieku, przez zwrócenie się ku jego sferze wewnętrznej, duchowej. Takie założenie mieli też hipisi, którzy nie chcieli z nikim walczyć, ani z tymi z lewa, ani z prawa. Światu rozumianemu jako konflikt (np. między bogatymi a biednymi, konformistami, a autsajderami itd) przedstawiali swój świat, rozumiany jako wspólnotę opartą na miłości i zrozumieniu. Niestety, nie wyszło. I może dlatego też na ten temat w książce niewiele. 

Mimo powyższych rozważań, które są raczej moim osobistym wkładem, 'Hipisi w PRL-u' to książka dosyć słaba. Trudną nazwać ją nawet książką, to raczej album z wycinkami. Ludziom epoki przedinternetowej zdarzało się wykonywać takie. Jej siłą jest nie pierwsza, przeintelektualizowana część, w której autor niejako na siłę stara się wepchać ideologię hipisowską w znane nurty filozoficzno-światopoglądowe. Są nią, zawarte w części drugiej, wywiady z członkami ruchu hipisowskiego. Przy czym sposób ich przeprowadzenia też pozostawia naprawdę wiele do życzenia, a bronią się tym, że wypowiadają się w nich rzeczywiście ciekawi ludzie. Sporo do życzenia pozostawia również sposób zredagowania książki. W znacznym stopniu wpłynęło to na poniższą ocenę.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz