O społecznej potrzebie utopii

Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie myśl, że aby sprostać wyzwaniom, przed którymi stoi dzisiejszy świat, konieczna jest radykalna zmiana sposobu myślenia i wartości, którymi kierują się jego mieszkańcy. Myśląc o tym, na czym taka zmiana mogłaby dokładnie polegać, doszedłem do wniosku, że to, co robię, to właściwie projektowanie utopii. A więc czegoś, co - zgodnie z encyklopedią - potocznie uważane jest za mrzonkę, coś niemożliwego do zrealizowania. Ale czy to na pewno oznacza, że utopie nie są potrzebne?
Makis E. Warlamis, Utopien 04
CC BY-SA 3.0

Problemy, przed którymi stoi dzisiejszy świat, takie jak skrajne nierówności ekonomiczne, globalne ocieplenie, znaczne zanieczyszczenie środowiska, wyczerpanie tradycyjnych zasobów, rozwój tendencji o charakterze ekstremistycznym, zależność od w dużej mierze oderwanego od rzeczywistości systemu finansowego, zmiany społeczne wynikające z rozwoju technologii, mają wyjątkowo złożony charakter i - w dobie globalizacji - są ze sobą ściśle powiązane. Z tego wynikają dwa wnioski. Po pierwsze, rozwiązanie tylko jednego lub kilku z tych problemów, w oderwaniu od pozostałych, nie jest możliwe. Konieczne jest mierzenie się z nimi wszystkimi jednocześnie. Po drugie, jeśli już wziąć wszystkie te problemy razem, okazuje się, że w mniejszym lub większym stopniu dotyczą chyba wszystkich dziedzin życia. A to oznacza, że mierzenie się z nimi można porównać do konstruowania nowego świata. 

To właśnie doprowadziło mnie do myśli utopijnych. Przy czym wcale nie traktowałem (ani nadal nie traktuję) hasła "konstruowanie nowego świata" jako bzdurę. Co więcej, uważam, że jest to możliwe i, jak zaznaczyłem na wstępie, powinno się odbywać na drodze radykalnej zmiany sposobu myślenia oraz wartości, jakimi kierują się ludzie. Tak, aby doświadczenia związane z przebywaniem z innymi, współczuciem, czy solidarnością międzyludzką zdecydowanie górowały nad konsumpcjonistyczną potrzebą nabywania nowych rzeczy. Pisał o tym m.in. prof. Andrzej Szahaj w artykule pt. "Nieuchronność klęski klimatycznej".

Tylko, czy ta, lub jakakolwiek inna utopia - założenie pozytywnej zmiany świata o zasięgu globalnym - w ogóle ma szanse się kiedykolwiek rzeczywiście wydarzyć? Pozostając tylko i wyłącznie w sferze faktów, a analizując twarde dane dotyczące tego, jak świat wygląda dzisiaj i w którym kierunku się rozwija, można w to poważnie wątpić. Nie stanowi to jednak o bezużyteczności projektowania utopii. 

Czy tego chcemy, czy nie, człowiek nie jest istotą, która polega wyłącznie na faktach, nie przyjmuje żadnych innych argumentów niż te, oparte na obliczeniach bądź badaniach naukowych. Chodź może brzmieć to naiwnie, wiele decyzji człowieka nie jest motywowanych czymś, co nazywamy racjonalnością. W procesie decyzyjnym ważną rolę pełnią emocje i uczucia, intuicja czy wiara. I właśnie do tej ostatniej chciałbym się odnieść.

Utopia to pojęcie, które zamiast w sferze faktów, powinno być raczej rozpatrywane w kategoriach wiary, rozumianej  szeroko, jako przekonanie, że w przyszłości nastąpią określone wydarzenia. Wiara różni się od nauki tym, że nie jest zależna od faktów. Na tym polega zarówno wiara w absolut, mimo braku  jego przejawów, które mogłyby podlegać weryfikacji naukowej, jak też wiara w to, że jak przyjdę rano spóźniony do pracy, to nikt nie zauważy. 

Także utopia powinna być traktowana jako przedmiot wiary. Coś, co niesie pocieszenie, że choć dziś jest średnio, to jutro będzie lepiej. Coś, co łączy ludzi i motywuje ich do wspólnej pracy na rzecz poprawy sytuacji. Ale także coś, co stanowi przeciwstawienie czarnowidztwu, przekonaniom, że będzie tylko gorzej, że nic nie możemy zrobić i apokaliptycznym wizjom świata.

Dostrzegam wyraźną potrzebę konstruowania tak rozumianych i w ten sposób stosowanych utopii. Potrzebę tą widzę pośród ludzi którzy mnie otaczają na co dzień, w znacznej części ignorujących wyzwania, przed którymi stoimy jako ludzkość, i powtarzających, że skoro sami nic nie mogą zrobić, to nie ma sensu się tym przejmować. To ludzie, którzy twierdzą, że ich głos nic nie znaczy, nie włączają się w działania społeczne, ponieważ uważają, że nie mają one sensu (bo są zbyt mało znaczące, aby cokolwiek zmienić), koncentrując się wyłącznie na zaspakajaniu swoich indywidualnych potrzeb.

Niestety, brak wiary w możliwość uczynienia świata lepszym dostrzegam także pośród osób angażujących się w działania o charakterze politycznym, dla których zmienianie świata powinno być w zasadzie celem. I to zarówno po lewej stronie politycznej, gdzie coraz częściej słyszę rozmowy, że nadciąga nowy kryzys (zamiast o tym, jak sprawić, by go nie było), jak i prawej. Wydaje mi się bowiem, że konserwatywny zwrot świata (na ten temat zob. m.in. artykuł prof. R. Machnikowskiego pt. "Konserwatywny zwrot świata" ) jest również konsekwencją braku wiary w możliwość stworzenia lepszego świata. Innymi słowy - braku utopii. Rozwój tendencji narodowych w wielu państwach Europy, m.in. w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Holandii, Turcji, Rosji, Węgrzech, ale także oczywiście Polsce, rządy konserwatystów w największych państwach obu Ameryk - Trumpa w USA i Bolsonaro w Brazylii, bierze się stąd, że obywatele tych państw zauważyli, że wcale nie jest dobrze i nie zanosi się, aby było lepiej. Wobec braku jasnej i w miarę konkretnej wizji przyszłości, braku utopii, starają się niejako odwrócić historię, wracając do zasad i wartości obowiązujących wtedy, gdy wszystko wydawało się być w porządku.

Przyszłość nie będzie ani zła, ani dobra. Przyszłość będzie dokładnie taka, jaką my, ludzie, sobie sami zbudujemy. Do tego potrzebna jest jednak jakaś wizja, jakiś cel, coś do czego świadomie można zmierzać, jakaś utopia. I dlatego powinniśmy rozmawiać o przyszłości, zastanawiać się, jak chcemy, aby wyglądała, i wierząc głęboko, że tak rzeczywiście się stanie, brać sprawy we własne ręce,co dzień choć po troszeczku zmieniając na lepsze otaczającą rzeczywistość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz